2014-02-77-1Nie ma się co oszukiwać. W dzisiejszych realiach rynku pracy, jeżeli ktoś – zwłaszcza bez specjalnego doświadczenia, albo bez uprawnień (a nierzadko nawet i z nimi) – decyduje się na pracę w ochronie, niemal automatycznie decyduje się na podjęcie pracy na podstawie umowy cywilnoprawnej. Umowa zlecenie (do niej się w tym tekście ograniczmy, chyba że wskazane zostanie inaczej) to z jednej strony pewna elastyczność, ułatwienie (przede wszystkim dla pracodawców), ale należy zrozumieć także pracowników i ich obawy oraz niezgodę na panujące w branży praktyki. Przyjrzyjmy się temu bliżej.

 

Jak to jest dzisiaj

Zawieranie umowy zlecenia jest prostą czynnością – pracodawca nie musi zawracać sobie głowy wieloma obowiązkami, które pojawiłyby się na linii pracodawca-pracownik przy zawieraniu umowy o pracę. „Zlecając” pracę należy jedynie ustalić ze zleceniobiorcą podstawę zobowiązań wobec ZUS i Urzędu Skarbowego. Składki ZUS od tego typu umów potrącane są w różny sposób, w zależności od posiadanych przez zleceniobiorcę tytułów do ubezpieczeń. Zleceniobiorca, którego jedynym tytułem do ubezpieczeń jest umowa zlecenie, podlega z tytułu tej umowy obowiązkowo ubezpieczeniom emerytalnym i rentowym.

I tutaj zatrzymajmy się na jedną chwilę. O czym chyba każdy pracodawca wie, umowa zlecenia charakteryzuje się między innymi tym, że nie ma ograniczeń w liczbie kolejnych jakie można z danym zleceniobiorcą zawrzeć. I teraz – jeśli ktoś pracuje dla danego zleceniodawcy na kilku takich umowach składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe są obowiązkowe tylko z tytułu jednej, wybranej dowolnie umowy, bez względu na wysokość wynagrodzenia. Natomiast przy pozostałych umowach jest to dobrowolne. Możliwość rysująca się przed pracodawcą widoczna jest jak na dłoni. Już nie tylko w ochronie, ale w ogóle na rynku pracy, część płatników ubezpiecza zleceniobiorców z tytułu jednej, najmniej płatnej umowy, w pozostałych przypadkach odprowadzając tylko składkę na ubezpieczenie zdrowotne. W efekcie traci zleceniobiorca, który mimo tego, że jest przez wiele lat ubezpieczony, nie ma szansy wypracowania świadczenia emerytalnego czy rentowego, a w razie choroby lub wypadku pieniądze z ubezpieczenia wypadkowego są nieadekwatne do zarobków.

W praktyce często zdarza się, że zatrudnia się w oparciu o umowę zlecenie tam, gdzie powinna zostać zawarta umowa o pracę. Dzieje się tak – nie ma co ukrywać – ze względu na trudną sytuację na rynku pracy. Pracodawcy (sami również przecież poruszający się po niezwykle trudnym obecnie rynku, szukający każdej możliwej oszczędności) modyfikują klasyczne cechy zlecenia, aby osiągnąć ten sam cel, jaki jest związany ze stosunkiem pracy, bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Zawarcie umowy zlecenia nie pociąga za sobą obowiązku odprowadzania składek na fundusz pracy, fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych, fundusz rehabilitacji osób niepełnosprawnych, czy dokonywania odpisów rocznych na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Również samo rozwiązanie umowy w przypadku umowy zlecenia nie nastręcza wszelkich tych problemów, jakie (z punktu widzenia pracodawcy) pojawiają się przy rozwiązywaniu umowy o pracę.

 

Co proponują (a w zasadzie – co już wprowadzają)

Likwidację „śmieciówek” rozpoczniemy od oskładkowania umów-zleceń, nie w ten sposób jak jest dzisiaj, (...) Oskładkowanie będzie takie, jak teraz od płacy minimalnej. Na dobry początek w tych słowach padających z ust premiera Donalda Tuska warto zwrócić uwagę na jedno: likwidację. Dalej jeszcze: Rozpoczniemy prace nad zakończeniem niechlubnej ery śmieciówek; (…) śmieciówki to praca odarta z godności i poczucia bezpieczeństwa na przyszłość.

Może i prawda, praca na umowie cywilno- -prawnej (porzućmy dramatyczny zwrot „umowa śmieciowa”) nie daje zbyt wielu powodów do poczucia bezpieczeństwa. Łatwo pracę stracić, trudno odłożyć na emeryturę, ale co to znaczy – „zlikwidować”, „zakończyć”? Spowodować odejście pracodawców od takiej formy zatrudnienia, czy wykluczyć ją zupełnie z naszego prawa? Pytanie na razie bez odpowiedzi. Wrócimy do tego jeszcze w dalszej części tekstu, polemizując z tym, czy w ten sposób uda się tak naprawdę wymusić na kimkolwiek zmianę formy zatrudnienia czy jest to czysta demagogia z ust premiera. Na razie skupmy się na głównym efekcie słów, najważniejszym. Znów cytat, tym razem ze strony Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej: Prawo do zasiłku dla bezrobotnych oraz wyższe emerytury, renty, zasiłki chorobowe i macierzyńskie – to efekt zmian w oskładkowaniu umów zleceń (...). Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej proponuje oskładkowanie wszystkich kolejnych zleceń w miesiącu przynajmniej do wysokości płacy minimalnej. W tym roku to 1680 zł. I dalej: Wprowadzenie obowiązku opłacania składek na ZUS przynajmniej od wysokości płacy minimalnej sprawi, że osoby pracujące na umowach zleceniach w razie utraty pracy zyskają prawo do zasiłku dla bezrobotnych. (...) Będą także odkładać na emeryturę wystarczająco by móc liczyć na starość przynajmniej na minimalne świadczenie. Idąc na urlop macierzyński lub rodzicielski dostaną wyższe zasiłki w czasie opieki nad dzieckiem. (...) Opłacanie składek na ZUS co najmniej od wysokości pensji minimalnej sprawi, że zawieranie umów zleceń zamiast umów o pracę stanie się dla pracodawców mniej atrakcyjne finansowo – dodaje minister Kosiniak-Kamysz.

Dość cytowania, spróbujmy z tym popolemizować. Ministerstwo oraz sam minister pięknie opowiadają, jak zmiany mają przyczynić się niczemu innemu, jak poprawie sytuacji osób pracujących na umowach cywilnoprawnych. Tymczasem wcale nie musi tutaj chodzić o dobro pracowników, ale o wyższe wpływy do budżetu, tylko o to. Już dzisiaj ZUS to największa bariera w prowadzeniu firmy. Po uszach dostanie więc pracodawca, ale czy chociaż w związku z tym coś z tego otrzyma pracownik? A czy może jest to dramatyczna próba ratowania tonącego zakładu, opakowana w szumne, piękne hasła? Przypomnijmy sobie – niedługo decydować mamy o przyszłości OFE, część naszych pieniędzy już przewędrowała – zmiany następują tak naprawdę wraz ze zmianą opcji. Kto zagwarantuje, że ciągłe manipulowanie przy naszych emeryturach da w przyszłości efekt taki, jaki nam dzisiaj malują rządzący, że ktokolwiek kto dziś wyłoży pieniądze na zalanie dziury w ZUS-ie (nie oszukujmy się) kiedyś będzie miał z tego większe korzyści? Czy nie jest tak, że oto kolejny rząd próbuje dramatycznie utrzymać w jako-takim pionie walący się system emerytalny, którego reforma będzie trudna i na pewno nie przysporzy kolejnych punktów procentowych? Czy nie jest tak, że próbuje się aplikować doraźnie zastrzyki naszej gotówki choremu, którym jest ZUS?

Pytania pozostaną bez odpowiedzi, przynajmniej w tym tekście, bo nie o tym on jest, chodziło jedynie o wskazanie najbardziej narzucającego się powodu, dla zmian tak pięknie opisanych na stronach ministerstwa.

Ustawa doprowadzi do dalszego zwiększenia opodatkowania pracy, to jest pewnik. Największy problem będą miały firmy, które bazowały na umowach zleceniach, jak na przykład te z branży ochrony.

Firmy zatrudniając pracowników na umowach zleceniach zamiast na umowach o pracę zaniżają swoje koszty i stają się bardziej konkurencyjne. Przegrywają na tym uczciwi pracodawcy, którzy zatrudniają pracowników na umowach o pracę gwarantujących pełne zabezpieczenie. To znów cytat ze strony ministerstwa. Spróbujmy to odnieść do branży ochrony. Kto dziś nie zatrudnia lwiej części swoich pracowników na umowach cywilnoprawnych? To nie jest wymysł jakiegoś pokręconego, makiawelicznego umysłu, to nie jest próba wyduszenia kilku groszy więcej, to nie jest nieuczciwa próba manipulacji rzeczywistością, a zwykła konieczność. Tak to przynajmniej wygląda od środka, naprawdę. Komuś z zewnątrz może się wydawać, że bandyckie firmy dokonują wyzysku, same zbijając krocie na kolejnych kontraktach. Zapraszamy do branży, na pewno każdy prowadzący własną działalność w tym sektorze zobaczy chętnie poglądową firmę potrafiącą zatrudniać ludzi na umowach o pracę, wyciągać z działalności zyski oraz o czasie odprowadzać wszystkie koszty z tą działalnością związane. Prawdopodobnie w opinii niejednej osoby – firmy wykorzystują kryzys i zaniżają pensje, zmuszają pracowników do „śmieciowych umów”, bo przecież: jak nie ty, znajdzie się inny chętny. Ale ktoś chyba zapomniał, że kryzys nie dotyka tylko pracowników, a przede wszystkim firmy właśnie, pracodawców, którzy muszą borykać się z największymi jego skutkami. Gdyby składki na ZUS nie były takie wysokie, a prawo pracy pozwalało na większą elastyczność, to przecież pracodawcy nie uciekaliby się do umów cywilnoprawnych. Praca w naszym kraju kosztuje zwyczajnie za dużo, jest zbyt mocno obciążona ze wszystkich stron. I teraz, zamiast uatrakcyjnić elastyczną formę zatrudnienia jaką jest umowa cywilnoprawna, próbuje się ją pracodawcy obrzydzić i „unieatrakcyjnić” tak, żeby była równie niekorzystna dla pracodawcy, jak i pracownika.

 

Jak to będzie

„Ozusowanie” umów „śmieciowych” przedstawia się nam jako dobrodziejstwo, które posłuży ochronie pracownika. Skutki będą jednakże fatalne: wzrost bezrobocia i szarej strefy, większe obciążenie pracodawców, mniejsze zarobki pracowników.

 

(...)

 

Łukasz Sawczak
prokurent firmy Silezjan System Security
licencjonowany detektyw

 

Artykuł PZP „OCHRONA”

 

Cały artykuł przeczytają Państwo w piśmie Ochrona Mienia i Informacji 2/2014

 

Pin It