2014-01-58-1Artykuł nadesłany przez Polski Związek Pracodawców „OCHRONA”

 

Słowo wstępu

Temat deregulacji wydaje się już niemal stary jak świat. Od momentu ogłoszenia projektu przez ówczesnego Ministra Sprawiedliwości Jarosława Gowina minęło kilkanaście miesięcy. Projekt ustawy oraz uwolnienie poszczególnych zawodów były poruszane w mediach już wielokrotnie. Jednak dla branży ochrony jest to zagadnienie w pewnym sensie zupełnie nowe. A wszystko przez szeroki wachlarz rozporządzeń, które opublikowane były w grudniu 2013 r., czyli tuż przed wejściem ich w życie. Co więcej, nie obowiązuje żadne vacatio legis, co oznacza, że firmy z naszej branży otrzymały od rządu zaledwie kilka dni na wprowadzenie drastycznych zmian – głównie w dokumentacji. Sądzę, że według wielu z nas konieczność dostosowania się do wymogów w tak krótkim czasie jest właściwie niewykonalna. Tym bardziej, że wcześniej nie można było poczynić żadnych kroków przygotowawczych z powodu braku jakichkolwiek wytycznych.

Poniższy tekst porusza jedne z głównych zagadnień – te najbardziej kontrowersyjne, a nawet absurdalne. Jednak nie wyczerpuje całkowicie tematyki, która – jak wszyscy wiemy – jest bardzo obszerna. Ograniczała mnie głównie wielkość artykułu. Co więcej nie jest to naukowe opracowanie, czy próba analizy prawniczej. Stanowi natomiast moją opinię głównie jako przedsiębiorcy funkcjonującego w rzeczywistości rynkowej już 23 lata. Możliwe, że część osób będzie miało zupełnie inne spojrzenie na przytoczone problemy. I może nawet na to liczę – aby moja pesymistyczna wizja była odosobniona, a tekst wywołał żywą dyskusję w środowisku, która w nowych realiach wydaje się niezbędna.

 

Fikcja konsultacji

Zacznijmy zatem od lekceważącego podejścia władz ustawodawczych już na etapie samej ustawy deregulacyjnej oraz ustalania poszczególnych rozwiązań. Należy jasno powiedzieć, że konsultacje społeczne z naszą branżą były jedynie formalne. Polski Związek Pracodawców „OCHRONA” jako organizacja zrzeszająca otrzymywał dokumenty do zaopiniowania. Jednak na przekazanie uwag mieliśmy zaledwie kilka dni. Co więcej, większość z nich nigdy nie została uwzględniona, co uznać należy za absurd.

Nie ukrywam także, że jako członek Zarządu PZP „OCHRONA” nie jestem w pełni usatysfakcjonowany podejściem części zrzeszonych firm. Wielu niestety nie reagowało na nasze prośby o przekazanie swoich uwag. A wiadomo, że burza mózgów jest najbardziej efektywnym narzędziem rozwiązywania problemów. W konsekwencji największe zaangażowanie wykazał przede wszystkim Zarząd organizacji. Wiadomo, że wszyscy posiadamy co najmniej kilkunastoletnią praktykę, ale jeśli więcej z nas zaangażowałoby się w projekt, może wychwycilibyśmy inne elementy nieodpowiadające rzeczywistości. W konsekwencji część zapisów ociera się o granice absurdu. Poniżej postaram się przedstawić moją opinię na najważniejsze z nich, biorąc pod uwagę różne stanowiska. Z jednej strony poruszony zostanie aspekt ustawy od strony przyszłych pracowników ochrony, z drugiej – nieco mi bliższej – od pracodawców, którzy muszą teraz dopasować się do nowej rzeczywistości. I to w tempie ekspresowym.

 

Niezrozumiałe odstępstwo od standardów europejskich

Ale wróćmy do samej ustawy deregulacyjnej i do odpowiednich rozporządzeń. Głównym elementem dyskusyjnym jest cel ustawy – uwolnienie zawodu pracownika ochrony. Już sam pomysł – co wielokrotnie podkreślał Polski Związek Pracodawców „OCHRONA” – jest dyskusyjny. Sama ustawa jest uzasadniona jako narzędzie walki z bezrobociem oraz ułatwiające dostęp do niektórych zawodów. Jednak pracownicy ochrony mają do czynienia z bronią. Zatem powinny być to osoby, których wiedza zarówno teoretyczna, jak i praktyczna, a także zdolności oraz predyspozycje są w szczególny sposób poddane weryfikacji, a następnie kontroli. Ułatwianie procesu otrzymania dokumentu uprawniającego do pracy z tego typu środkami wydaje się nieuzasadnione. Przykładem dla nas powinno być stanowisko państw zachodniej Europy, gdzie dostęp do zawodu ochroniarza podlega coraz większym restrykcjom.

 

2014-01-60-1

 

Pierwsze trudności

Jednak sama ustawa w ostatecznym swoim kształcie wraz z odpowiednimi rozporządzeniami nie tylko nie spełniła pierwotnych założeń, ale w praktyce odniosła wręcz odwrotny skutek. Dostęp do „uwolnionego” zawodu pracownika ochrony został znacznie ograniczony. Główną barierę od 1 stycznia 2014 r. stanowią finanse – za zdobycie uprawnień potencjalny pracownik musi zapłacić blisko 60% więcej niż do tej pory. Dodatkowo na swojej drodze napotka szereg niepotrzebnych trudności. I od tego zacznijmy.

Na uprzywilejowanej pozycji są osoby, które już posiadają licencję. Będą musiały tylko dokonać wymiany dokumentu na obowiązującą legitymację według wzoru ustawodawcy. Obowiązek jej stworzenia spoczywa na pracodawcy. Natomiast dla osób, stawiających pierwsze kroki w zawodzie już na początku pojawiają się schody. Tak jak do tej pory będą musieli odbyć odpowiedni kurs lub ukończyć szkołę. Koszty są porównywalne do tych z ubiegłych lat i oscylować będą w granicach ok. 1500 zł. Oczywiście zależne jest to od samych szkół uprawnionych do ich przeprowadzania. Następnie kandydat musi zdać egzamin wewnętrzny organizowany przez instytucję szkolącą. I tu zaczyna się pierwsza przeszkoda finansowa. Do tej pory egzamin był ogólnopolski, połączony z egzaminem na broń palną i całkowicie bezpłatny. Teraz te dwie części zostały wyodrębnione, a koszt drugiego z wymienionych tj. na broń palną określony jest przez ustawodawcę na poziomie 600 zł – pierwsze podejście, a każda tzw. poprawka oznacza kolejny wydatek – 300 zł. Co więcej, będzie on odbywał się na warunkach ogólnych, czyli będzie znacznie trudniejszy niż do tej pory. Kolejne ograniczenie to ubieganie się o broń obiektową, co będą mogły zrobić jedynie osoby zatrudnione już na stanowisku pracownika ochrony. Ponadto samo badanie będzie płatne aż 300 zł. Kolejna opłata to wpis do legitymacji gospodarki bronią palną – 17 zł. Przed zmianami również było to działania zupełnie bezpłatne. Podsumowując, dotychczas osoba, która chciała pracować w ochronie, musiała liczyć się z nakładami finansowymi w wysokości ok. 1800 zł. Teraz kwota ta wzrosła do ok. 2800 zł. Cóż, trudno to nazwać ułatwieniem.

 

Oczekiwanie na trudności

A te dotkną nie tylko potencjalnych pracowników, ale także samych pracodawców. Jeśli chodzi o tych pierwszych (przecież deregulacja miała być ukłonem w ich stronę) już na początku napotkają na przeszkody, które w znaczącym stopniu mogą zniechęcić ich nawet do rozpoczęcia stosownego kursu. Dotyczy to zwłaszcza ludzi młodych, których możliwości finansowe są zazwyczaj ograniczone. Z kolei ze względu na specyfikę branży, właśnie tacy kandydaci są szczególnie poszukiwani i pożądani przez pracodawców. W konsekwencji już w niedalekiej przyszłości możemy mieć sytuację, że na rynku będzie brakować wykwalifikowanych pracowników, a szczególnie tych posiadających uprawnienia do broni palnej. To może całkowicie zepsuć branżę ochrony. Co więcej, w takiej sytuacji to pracownicy będą dyktować warunki cenowe, a to z pewnością odczują sami klienci, którzy będą musieli liczyć się z wyższymi stawkami. Sytuację pogarszać mogą także praktyki samych firm szkolących, które w celu uzyskania dodatkowych korzyści finansowych mogą znacznie utrudniać zdanie egzaminów. W ekstremalnym przypadku, może zaistnieć sytuacja analogiczna to tej, z którą mamy do czynienia przy zdawaniu na prawo jazdy. Rekordziści podchodzą do egzaminów nawet kilkadziesiąt razy. Takiego zagrożenia obawiamy się także my pracodawcy. Chociaż równie mocno boimy się odwrotnej sytuacji, kiedy firmy szkolące wkroczą w swoisty „wyścig” i chcąc poprawić statystyki będą kładły zbyt słaby nacisk na egzaminy, znacznie obniżając wymogi. To doprowadzi chyba do jeszcze gorszej sytuacji, w której uprawnienia kwalifikowanego pracownika ochrony otrzymywać będą osoby z niewystarczającym przygotowaniem teoretycznym i – co gorsze – praktycznym. Przyszłość pokaże, w którą stronę podąży rynek, ale wizje nie są zbyt optymistyczne.

 

Zakładana pięciolatka

Na szczęście ustawodawca wycofał się z pomysłu obowiązkowych szkoleń dla pracowników ochrony co pięć lat. Oznaczałoby to, że osoby zatrudnione już na tych stanowiskach, posiadające doświadczenie i praktykę musiałby w wyznaczonym okresie płacić kolejne 1500 zł jedynie za dokonanie formalności. Trudno jednak przewidzieć, czy projekt nie wróci na wokandę i ostatecznie nie wejdzie w życie. W ostatnich latach wielokrotnie ustawodawca udowadniał, że nasza branża jest pod wyjątkowym ostrzałem. Przykładem mogą być chociażby obowiązkowe szkolenia kierowców samochodów przystosowanych. Pod koniec minionego roku wszyscy pracodawcy zmuszeni zostali do wysłania pracowników na odpowiedni kurs dla osób prowadzących samochody uprzywilejowane – oczywiście dość kosztowny. Cel jego już od początku był wątpliwy przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze bankowozy nie są samochodami uprzywilejowanymi w ruchu drogowym, więc absolutnie jako pracodawcy nie wiemy, skąd takie wyróżnienie. Po drugie – firmy szkolące nie są przygotowane organizacyjnie, ani sprzętowo do przeprowadzenia tego typu szkoleń – nasi pracownicy odbywali naukę na Oplach Insignia, których w żaden sposób nie można zaliczyć do bankowozów.

Zatem, biorąc pod uwagę takie przykłady deprecjonowania i wręcz nękania naszej branży, wizja pięcioletnich uprawnień wydaje się całkiem realna.

 

2014-01-61-1

 

Droga kosmetyka

W przypadku samych firm ochrony zmiany, które wprowadza ustawa i rozporządzenia są z tylko – dyplomatycznie to ujmując – kosmetyczne. Jedynie zastępują jedne nazwy innymi. Jednak konsekwencją są znaczne nakłady finansowe, które już ponoszą firmy ochrony. A w przyszłości czekają nas kolejne wydatki. Ma to związek chociażby z wymianą dokumentów i wprowadzeniem legitymacji zwykłych i kwalifikowanych pracowników ochrony oraz osób dedykowanych do przeprowadzania zabezpieczeń technicznych. Nie należy także zapominać o dodatkowych kosztach operacyjnych m.in. oddelegowaniem osób do wymiany oraz stworzenia i bieżącego prowadzenia rejestru pracowników ochrony.

 

Dziarsko w tył

Kontrowersje budzi też sam wygląd legitymacji. W naszych spółkach od wielu lat funkcjonowały identyfikatory stworzone z wytrzymałych kart plastikowych z nadrukowanym zdjęciem pracownika, jego numerem indentyfikacyjnym oraz przede wszystkim indywidualnym projektem naszej firmy. Podrobienie zindywidualizowanego projektu było utrudnione. Natomiast dla klientów stanowiło narzędzie identyfikacji. Miało to istotne znacznie zwłaszcza w przypadku odbioru pakietów wartości pieniężnych w przypadku usługi konwojowania. Ujednolicenie będzie stwarzało problemy z identyfikacją zwłaszcza dla klientów, którzy współpracują z więcej niż jedną firmą ochrony. Co więcej, legitymacje te będą bardzo łatwe do podrobienia, tym bardziej, że ustawodawca przekazał tylko bardzo ogólne wytyczne – ich rozmiar, treść oraz kolor enigmatycznie nazwany „żółtym”. Tymczasem ilość jego odcieniów w palecie barw jest ogromna. To daje duże możliwości do nadużyć, a nawet fałszerstw.

Ponadto narzucony wygląd legitymacji wizerunkowo i prestiżowo znacznie cofa naszą branżę. Przy dzisiejszych możliwościach technologicznych posługiwanie się papierowymi legitymacjami z wklejonymi jedynie zdjęciami (wymóg ustawodawcy) jest stumilowym krokiem w tył.

Co więcej, ustawodawca wymaga, aby spis pracowników prowadzony był w sposób chronologiczny. Z jednej strony jest to uzasadnione, jednak z drugiej w firmach o dużym wskaźniku rotacji może dojść do sytuacji, gdzie numery legitymacji będą miały olbrzymie wielkości.

 

OC w rękach ustawodawcy

Kolejnym zagadnieniem, niezwykle kontrowersyjnym z punktu widzenia pracodawców jest kwestia ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej. Chyba każda z firm branży posiada wykupioną polisę – to niemal obowiązek, a przynajmniej element budujący zaufanie klientów, a właściwie wymóg przez nich stawiany. Dyskusyjne bywają oczywiście zakresy ubezpieczeń, jednak w tej sytuacji jest to sprawa drugorzędna. Istotny w tej chwili jest fakt, że zgodnie z nowymi rozporządzeniami firmy ochrony nie mogą mieć udziału własnego w ubezpieczeniu OC. Przede wszystkim trudno jest w ocenić, dlaczego ustawodawca uznał za swój obowiązek regulowanie tej kwestii. Powinno to być rozstrzygane na polu: firma ochrony – ubezpieczyciel, a następnie: firma ochrony – klient.

Ponadto regulacja sprawi, że firmy ubezpieczeniowe z pewnością podwyższą opłaty za wykup polis OC. Konsekwencją będzie ograniczanie konkurencji. Dla wielu nowych podmiotów będzie to skuteczna bariera uniemożliwiająca zaistnienie na rynku ochrony, zwłaszcza w dziedzinie konwojowania wartości, czy cash processingu, gdzie konkurencja jest już i tak bardzo niewielka.

 

Zatem…

Podsumowując:

  1. Deregulacja nie ułatwiła dostępu do zawodu, a wręcz wprowadziła bariery, które mogą zniechęcić zwłaszcza ludzi młodych, tak pożądanych w tej branży.
  2. Uderzyła w przedsiębiorców, wprowadzając niepotrzebne formalności i kosztowne zmiany, które w praktyce mają tylko znaczenie kosmetyczne.
  3. Konsekwencje odczują także klienci, na których część firm przeniesie przynajmniej niektóre nowe koszty, takie jak zwiększone opłaty za polisy.

Krótko mówiąc, stracili wszyscy.

 

Jarosław KUR

Członek Prezydium PZP „OCHRONA".
Współwłaściciel firm ochrony:
Koncesjonowanego Biura
Ochrony „SERVO" KUR
i Wspólnicy Sp. Jawna
oraz SERVO Sp. z o.o.

 

Pin It