Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem felieton Edmunda Basłygi: „Branża ochrony, czy… bezpieczeństwa” w ostatnim numerze Ochrony Mienia i Informacji (1/2016, str.52). To dobrze, że pojawiają się głosy zmierzające do określenia tożsamości branży, bądź co bądź, odpowiedzialnej za bezpieczeństwo i wnoszącej nie mały wkład w ochronę życia i zdrowia. Korzystając z zaproszenia autora, pragnę zaprezentować swój głos w dyskusji, gdyż – nie ma co ukrywać – dobrze nie jest i niby wszyscy mają tego świadomość, a wyjścia z dołka jakoś niespecjalnie widać. Pierwszy krok do wyjścia z sytuacji może właśnie leży w porządnej rozmowie, oczyszczającej wymianie spostrzeżeń takim katharsis, branży bezpieczeństwa (również optuję za taką nazwą) czy też ochrony jak wolą inni. Autor słusznie dostrzega, że jest to branża pełna sprzeczności, jak sam określił ciekawa, ale dziwna.

 

Od dłuższego czasu obserwuję to co się dziej w owej dziedzinie i czasami przecieram oczy ze zdziwienia na tzw. ostatnie wieści z branży. Wszyscy pamiętamy jeszcze euforię po wprowadzeniu ustawy o ochronie osób i mienia i związanej z nią nadziejami. Wszyscy zapewne z nostalgią wspominamy szybujące w górę stawki za usługę ochrony osób i mienia, pojawiające się nowe możliwości, profesjonalizację, pojawienie się nowej kategorii obiektów przeznaczonych do ochrony obowiązkowej itp. O ile wówczas wszystko to było zapewne w dużej mierze efektem świeżości, i sytuacja musiała ulec stabilizacji, to otrzeźwienie przyszło szybko i niezwykle drastycznie. Dewaluacja była tak duża, że obecne stawki są na poziomie sprzed 15 lat. Nie mam najmniejszych wątpliwości, co do tego że branża ta zasługuje zdecydowanie na więcej, nie tylko w wymiarze materialnym, finansowym, ale też wizerunkowym i medialnym. Po raz kolejny odwołam się do felietonu Pana Basłygi, który w mojej ocenie bardzo trafnie zdefiniował przynajmniej część przyczyn leżących u źródła. Pragnę natomiast, z racji, że również jestem aktywnym uczestnikiem branży bezpieczeństwa, przedstawić jeszcze kilka własnych spostrzeżeń.

 

W zasadzie ciężko jest wybrać jeden element jako ten decydujący, gdyż jest to cały ciąg, niekorzystnych zdarzeń mających charakter destrukcyjny. Cokolwiek by nie mówić branża ma trochę „pecha” do podstaw prawnych, swojego funkcjonowania. Wspomniana już ustawa o ochronie osób i mienia (i jej akty wykonawcze) w 1997 r. uregulowała branżę, w której do tamtej pory panowała zupełnie niczym nie ograniczona wolna amerykanka i wyszło to, w mojej opinii, zupełnie przyzwoicie, natomiast później było już tylko gorzej. Ustawa deregulacyjna, niezrealizowane próby stworzenia ustawy o monitoringu, krótko mówiąc ogólne zamieszanie, zmiany i nie spełnione oczekiwania. Taka sytuacja nie mogła odbić się pozytywnie. Na szczęście są pierwsze pozytywne zmiany w prawie zamówień publicznych i miejmy nadzieje, że kolejne wyeliminują wreszcie zgrozę „najniższej ceny”.

 

Kolejnym bólem jest powszechne przekonanie, że na czym jak na czym, ale na ochronie i bezpieczeństwie to każdy zna się najlepiej – efekt – irracjonalne propozycje narzucone przez zleceniodawcę, a wiadomo irracjonalne propozycje wymagają irracjonalnych rozwiązań te z kolei przekładają się na mizerne efekty. Niestety, po stronie firm świadczących usługi też można znaleźć sporo za uszami np. niewystarczające przygotowanie w zakresie technicznym, merytorycznym, organizacyjnym i kadrowym. Pan Edmund Basłyga przywołuje, że w Polsce jest blisko 6 tyś, zarejestrowanych firm świadczących tego typu usługi. To trzy razy więcej niż kiosków RUCH (opierałem się na liczbie kiosków i saloników podanej na stronie internetowej RUCH-u). Czyżby prowadzenie firmy z branży usług bezpieczeństwa było łatwiejsze niż prowadzenie kiosku z gazetami, mam wrażenie, że panuje takie przekonanie, a przecież jest to branża niezwykle wymagająca w której stawką jest nierzadko, życie i zdrowie kontrahenta. Wystarczy przejrzeć portale pracy, aby się przekonać, że firmy w dalszym ciągu poszukują do pracy „agenta ochrony” – po 19 latach od określenia w ustawie o ochronie osób i mienia terminu „pracownik ochrony”, i jak to się ma do znajomości ustawy w środowisku lub przynajmniej jego częsci.

 

Zastanówmy się teraz nad jedną z podstawowych kwestii jaką jest wynagrodzenie. Trudno powiedzieć co jest przyczyną, a co jest skutkiem. Czy marazm branży jest przyczyną tego, że spadły stawki, czy może na odwrót spadły stawki, więc branża wpadła w depresję. Mamy wolny rynek, więc regulowanie cen nie wchodzi w grę, ale pokuszę się o analizę kosztów ochrony. Polska Izba Ochrony na swojej stronie internetowej prezentuje kalkulacyjną stawkę za 1 roboczogodzinę pracy pracownika ochrony, zatrudnionego w formie umowy o pracę, i wynosi ona 18.33 zł. brutto. Oczywiście, że w wyniku działań optymalizacji procesów, firmy mogą obniżyć te koszty, natomiast jeżeli weźmiemy pod uwagę minimalne koszty pracy i niezbędne obciążenia finansowe to stawka, bez zysku firmy, powinna oscylować w okolicach 17,82 zł. brutto. Skąd zatem stawki po 7–8 zł. i mniej na rynku? Oczywiście firmy uciekają w umowy cywilnoprawne. Co wydaje się być złotym środkiem; zamawiający zadowolony bo obniża koszty pracy, zleceniobiorca bo ma zlecenie, ale czy z takiego równania może wyjść dobry wynik?, czy w pogoni za oszczędnościami główny cel istnienia branży tj. zapewnienie bezpieczeństwo nie został gdzieś zatracony? Obawiam się, że tak.

 

 

2016 02 88 1

 

 

Na koniec pragnę przywołać przepisy kodeksu pracy, gdyż w mojej ocenie są one dosyć precyzyjne i jednoznaczne w tym zakresie:

 

Art. 22. § 1. Przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem.

 

§ 1¹. Zatrudnienie w warunkach określonych w § 1 jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy.

 

§ 1². Nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1. 

 

Każdy chyba zauważył, że umowa cywilnoprawna nie może i nie powinna być stosowana w zastępstwie umowy o pracę. 

 

Szanowni czytelnicy w artykule przedstawiłem swój punkt widzenia – może trochę radykalny, może trochę subiektywny, ale zrobiłem to z nadzieją, że czas na „dobrą zmianę”, o której ostatnio tyle słyszymy, dla branży bezpieczeństwa właśnie nadchodzi, jednak dopiero nowe rozwiązania przyniosą nowe efekty. Wiem z doświadczenia jak trudno jest zmienić „zacementowane” przyzwyczajenia, ale najważniejsze jest dostrzec problem i podjąć stosowne działania w celu wyeliminowania jego dlatego pozwoliłem sobie na spostrzeżenia. 

 

 

Adam Kosieradzki
Naczelnik Wydziału Ochrony
Biura Ochrony – Centrum Zarządzania Kryzysowego
Ministerstwa Sprawiedliwości

Pin It